Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Z Jarosławem „Vikingiem” Olszewskim o wędrującym punkcie widzenia rozmawia Ida Łotocka-Huelle

22 kwietnia 2016 r.


I.Ł. Studiowałeś malarstwo, ale twoje prace bardziej przypominają grafikę. W jakiej technice są wykonane, malarskiej, rysunkowej czy graficznej?

J.V.O. To jest malarstwo na papierze w technice mieszanej, z zastosowaniem trzech technik: tusz, ołówek i farba — akwarela, ale inaczej stosowana, niż jest przyjęte: bez dużej ilości wody i rozmycia plamy koloru. Dla mnie to farba, barwnik. Nie ma tutaj efektów akwarelowych. W niektórych pracach jest więcej rysunku technicznego, w innych mniej i te są bardziej malarskie.

I.Ł. Swoją wystawę nazwałeś „KTOś”, a tematem jest człowiek zagubiony w świecie, poszukujący tożsamości. Czy ta tematyka artystycznej wypowiedzi interesuje cię od dawna?

J.V.O. To jest określony projekt i efekt pracy ponad rocznej.

I.Ł. A więc zamierzony, konkretny cykl.

J.V.O. Zamierzony cel. Niektóre obrazy były już przedstawione w galerii „Pionova” w ekspozycji zatytułowanej „Zmysły północy”. Wystawiałem tam prace razem z Magdą Kołodziej, a więc połączenie malarstwa i ceramiki. To był początek mojego plastycznego myślenia o człowieku, o tożsamości. Z tamtej wystawy pochodzą cztery prace: „Tożsamość”, „Codzienność”, „Korzenie” i „Przenikanie”.

I.Ł. Tematem twoich prac jest ktoś, jakaś jednostka, w jakim sensie ujęta?


J.V.O. To pojedynczy człowiek, niezidentyfikowany, pojęcie. Każdy może nim być. To ja i ten inny, kto ma na mnie wpływ, a ja z kolei na niego. Szukając swojej tożsamości możemy tworzyć różne rzeczy i różne sytuacje, przykładowo: dobro i zło. Zmieniamy punkt widzenia.

I.Ł. Ja i ten inny to podstawowe odniesienie w kulturze, z którego wynika wszystko: sytuacje i systemy społeczne, tożsamość.

J.V.O. No właśnie, chodzi o to, żeby poszukiwać swojej tożsamości w byciu „ktosiem”, a nie szukać winy i przyczyny w jakimś anonimowym indywiduum, „ktosiu” poza sobą.

I.Ł. Ideą zatem jest człowiek, ale pojawia się on w niewielu pracach, raczej pokazane jest środowisko człowieka w dosyć specyficznym ujęciu.

J.V.O. A, to proszę się lepiej przyjrzeć, człowiek jest na każdym obrazie. To rodzaj gry z widzem.

I.Ł. Jest, rzeczywiście! Ale bardzo malutki, ukryty, schematyczny, zagubiony w rozrośniętej strukturze. Środowisko nad nim dominuje, a raczej zupełnie go przerasta.

J.V.O. No właśnie, my jesteśmy w tym całym świecie. Składa się na niego walka współczesności z czymś, co jest stare, jest naszymi korzeniami, skąd pochodzimy.

I.Ł. Czyli natura i kultura?

J.V.O. Tak, jest jakaś walka. Chcemy być prawdziwi, zgodni z naturą. Coś chce się do nas przebić przez cywilizacyjny porządek, ale napotyka na mur, barierę, granicę. To za nią jest nasza czystość — natura. Próbuje przedostać się w cywilizację, opleść ją, wypełnić. Natura walczy.


I.Ł. Ale sami sobie to utrudniliśmy i musimy żyć w „układach scalonych” — bo to właśnie przychodzi mi na myśl, gdy widzę wzory, w jakie układają się owe, stworzone przez ciebie skomplikowane struktury. Wpisujesz elementy natury w bezwzględne, geometryczne konstrukcje. Te mechaniczne, techniczne, cywilizacyjne struktury zamykają nas, ale w ich tle jest coś organicznego, miękkiego. Czy to stałe zmaganie się dwóch porządków istnienia?

J.V.O. To jest właśnie nasza współczesność, a jednocześnie nasza druga natura. Cały czas coś kombinujemy, komplikujemy, zamiast pozostać przy rozwiązaniu najprostszym. Każdy z nas chciałby pójść do lasu, wrócić nad jezioro, położyć się w trawie, a żyjemy tak, jak żyjemy.

I.Ł. Czyli dualizm ludzkiego świata i budowanie go na stałej opozycji, wewnętrznym rozwarstwieniu. Bardzo przekonywujące są twoje prace i rzeczywiście doskonale ilustrują ten rodzaj problemu — układy scalone z tkanki organicznej, technicznej i psychicznej. Mimo, że te obrazy wydają się bardzo intelektualne, w tle większości prac widzę linie, które przypominają ekspresyjne ślady pędzla Edwarda Munka. Walka ma zatem wymiar emocjonalny. Mały, zagubiony w cywilizacji człowiek się nie poddaje.

J.V.O. Ten trop zawarłem w tytułach np.: „Ukryte krzyki”, „Brak równowagi - zmiana widzenia” To są obrazy narracyjne. Chcę coś przekazać. Maluję, bo „nie umiem pisać”.

Chcę, żeby widz stanął na chwilę i przyjrzał się symbolom, rysunkowi.

I.Ł. Z pewnością sprzyja temu niezwykle pociągająca wizualnie forma twoich prac. Struktury, które tworzysz mają wewnętrzną konsekwencję i układają się w gęsty wzór, deseń, który niemal hipnotycznie wciąga, prowokuje do analizy. Ornament staje się autonomiczną jakością. Nadbudowana zostaje dodatkowa wartość w sensie wizualnym i ideowym.

J.V.O. Buduję go jak w muzyce, niespiesznym tempem. Gęstą materią zaplatam struktury.


I.Ł. Jak widzisz dalsze losy projektu? Czy we własnym odczuciu wyczerpałeś związane z nim możliwości w przyjętej konwencji?

J.V.O. Mam nadzieję, że projekt na tym się wyczerpie, będzie zamknięty. Jako malarz rozpoczynałem swoją pracę w zupełnie innej konwencji. Pięć, dziesięć lat temu robiłem zupełnie co innego. Cały czas szukam, zmieniam się. Teraz chcę powrócić do ołówka i trochę porysować. Zaczynam także wracać do rodzaju prac podjętych po studiach — frotażu, dla którego przygotowuję również matryce. Jeśli chodzi o tematykę tożsamości, nie wiem, czy będę ją kontynuował, może tak. Zajmuję się też innymi mediami np. ceramiką. Nie wiem jeszcze w jakim kierunku pójdę, bo pociąga mnie wszystko.

I.Ł. Bardzo dziękuję za rozmowę.

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd