Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Z Gabrielą Trynkler–Kwiatkowską o połączeniu nieba i ziemi rozmawia Ida Łotocka-Huelle

21 października 2015 r.


I.Ł. „Miasta i katedry” to tytuł twojej jubileuszowej wystawy 30-lecia pracy twórczej. Od jak dawna malujesz ten temat?

G.T. To jest najstarszy mój cykl malarski. Katedry były tematem mojej pracy dyplomowej na gdańskiej PWSSP i ten cykl cały czas mi towarzyszy. Oczywiście w swojej twórczości podejmuję jeszcze inne tematy, niemniej „Katedry” najgłębiej siedzą w mojej duszy.

I.Ł.Z jakiego powodu tam utkwiły? Coś symbolizują?

G.T. Na pewno zawsze byłam pod wielkim wrażeniem katedr. Oczywiście trudno nie ulec gotykowi mieszkając w Gdańsku. Ale pamiętam jak w latach 70. wyjechałam do Anglii i spotkałam się tam z gotykiem kamiennym, takim koronkowym, nie ceglanym, jak u nas. Tak mnie zauroczył, ze nie mogłam wzroku oderwać. To pierwsze silne wrażenie jest we mnie do dzisiaj.

I.Ł. Gotyk angielski nie jest jednak aż tak strzelisty. Na twoich obrazach katedry są bardzo wysmuklone, sięgające nieba. To typ niemiecki, francuski gotyku.

G.T. To jest kwestia wyobraźni, fantazji. W strzelistych formach zachwyca mnie niematerialność, wrażenie, jakie daje opozycja budulca, którym jest kamień – kwintesencja materialności. Katedra to coś najbardziej niematerialnego z materialnych rzeczy, zawieszona między niebem, a ziemią. To rzecz magiczna i pod jej wpływem pozostaję do dzisiaj.

I.Ł. Reprezentuje oś świata, axis mundi, miejsce, w którym sacrum spotyka się z ziemią. A do tego katedra gotycka jest mikrokosmosem, obrazem porządku świata. Zawiera w sobie wszystko: sacrum i profanum, to całościowe odzwierciedlenie uniwersum. W twoich obrazach ta idea rzuca się w oczy: masyw i koronka, ciężar i lekkość, monumentalna forma złożona z drobnych elementów, delikatność i nasycony kolory – to jedność przeciwieństw. No właśnie – kolory. Twoje katedry lśnią nasyconym kolorem niczym emalią, błyszczą jak szlachetne kamienie. Przywodzi to na myśl malarstwo późnego gotyku w północnej Europie i doświadczenia z techniką oleją van Eycka. Rodzaj bardzo szczegółowego dopracowania detalu, podkreślenie zmysłowości powierzchni rzeczy poprzez jej lśnienie, niesamowite nasycenie barw i gęstość materii.

T.G. Gotyk i w ogóle średniowiecze było bardzo kolorowe: stroje, wystrój wnętrz. Widocznie podświadomie to odzwierciedlam.

I.Ł. W twoich obrazach ten duch średniowiecza pięknie się przechował. Bardzo wrażliwie go odtwarzasz. Kontrastowe zestawienia kolorystyczne: zielenie z czerwieniami, błękity i fiolety z oranżami, zestawienia konstrukcji architektonicznej z lekką nieuformowaną, niedookreśloną  materią nieba oraz zróżnicowana, wyrazista materia ziemi to przenikanie się ducha z materią, odzwierciedlenie struktury świata. Koncepcję gotyku międzynarodowego widzę również w samej budowie obrazu, jego kompozycji. Piętrowa kompozycja tego obrazu przypomina mi układ przestrzenny miniatur z modlitewnika księcia de Berry braci Limburg.  Każdy miesiąc roku zobrazowany jest w nim widokiem uporządkowanego świata poprzez piętrowy układ jego istotnych elementów, począwszy od nieba górującego nad zamkiem feudała, który z kolei góruje nad ziemią uprawianą przez chłopów i żywiąca zwierzęta. Ustanowiona hierarchia świata, a zamek feudała spaja niebo z ziemią.

G.T. No właśnie! Mój ostatni obraz chcę nazwać „Połączenie nieba i ziemi”. Mam też drugi pomysł „Struktura kamienia”, ale chyba zostanę przy tym pierwszym.

I.Ł. „Połączenie nieba i ziemi” – „Etemenaki” – tak nazwali Babilończycy swój ziggurat. Na innym obrazie budowla wznosi się miedzy wodą, a niebem. Może katedra stanowi połączenie między różnymi żywiołami? Czy jest to symbol ludzkiej działalności,  pewnej ontologicznej koncepcji przeciwstawienia jej naturze? 

G.T. Nie zupełnie przeciwstawienia. Budulcem jest kamień, wyrasta więc z natury z jednej strony, a z drugiej z ludzkiego umysłu jako twór ludzkiego geniuszu. W połączeniu powstaje kultura, cywilizacja. Skały same w sobie zresztą też są piękne, Pan Bóg jest najlepszym architektem.

I.Ł. Widzę w tych obrazach strukturę świata. W tym na przykład, narasta ona stopniowo: z wody wynurzają się kamienie, muszle, potem malutkie domki, okazuje się , że oblepiają z kolei jakiś większy masyw. Stopniowo narasta struktura, cywilizacja nakłada się piętrowo.

G.T. Ten obraz zatytułowałam „Gdańska fantazja”; są tu motywy zaczerpnięte z architektury miasta, ale umieszczone nad samym morzem, co w rzeczywistości nie jest prawdą.

I.Ł. To rodzaj capriccio - weduty, czyli pejzażu miejskiego, ale fantazyjnie zestawionego z elementów, które obok siebie w realnej przestrzeni nie występują. Częsty motyw ikonograficzny w XVII i XVIII wieku, chociażby  na rycinach Piranesiego.

Twoje fantazje wpisane są w format płótna o specyficznych, wysmuklonych proporcjach. Pion pola obrazowego powtarza pionową kompozycję form. Specyficzne proporcje płótna powtarzane są w każdym elemencie obrazu, multiplikowane. Okna powtarzają proporcje budowli, strzeliste wieżyczki proporcje okien, a wszystko razem układa się w jeden wertykalny, koronkowy wzór.

G.T. Wyszłam od formatu 130x32 cm, uciekając od tradycyjnych proporcji prostokątów, którymi się znużyłam. Poza tym jest to wyzwanie dla kompozycji, ciekawiej się maluje. Po latach jednak i tym się znużyłam,  stopniowo więc zaczęłam poszerzać format: 43, 54 i 64 cm.  Wysokość pozostaje ta sama.

I.Ł. Świetnie to wygląda, jakby idea zawarta była już w formacie, a potem stopniowo wypełniana treścią i materią: gęstą, lśniącą, pieczołowicie opracowaną.

G.T. Ja zawsze mówię, ze jestem grafikiem. Studiowałam grafikę warsztatową na UMK w Toruniu: techniki metalowe i linoryt. Nauczyłam się więc cierpliwości. Później   przeniosłam się do gdańskiej  PWSSP i zrobiłam dyplom z malarstwa.

I.Ł. Dla mnie twoje obrazy są bardzo malarskie. Już samo opracowanie materii farby jest malarskie. Stosujesz bardzo ciekawą technikę.

G.T. To jest moja własna technika. Łączę różne media, różne rodzaje farb, kredki, tusze, ekoliny itp.  Eksperymentuję, ale nie wszystkie eksperymenty się sprawdzają. Na przykład okazało się, że po latach ekolina płowieje. Zdarzyło się, ze nie mogłam rozpoznać swoich prac. Po uzyskaniu tej wiedzy wróciłam do bardziej tradycyjnych technik. Teraz nakładam laserunki farbami olejnymi, odpornymi na upływ czasu. Używam też tempery i farb przemysłowych , bo one wszystkie inaczej blikują.

I.Ł. Światło w twoich obrazach jest dwojakiej proweniencji. Z jednej strony jest zabiegiem kompozycyjnym i należy do świata przedstawionego, z drugiej to światło powierzchni malarskiej. Połączenie tych dwóch rodzajów światła, dzięki znakomitemu warsztatowi daje niesamowicie mistyczny efekt.

G.T. Myślę , że na ten język malarski wpływ ma właśnie doświadczenie graficzne i podglądanie pracy studentów konserwacji zabytków w Toruniu, gdy ćwiczyli różne tradycyjne techniki malarskie. Osobiście lubię taki prawie organoleptyczny kontakt z farbą, z materia malarską…

I.Ł. Powiedz jeszcze kilka słów o innych cyklach, które tworzysz.

G.T. Lubię malować abstrakcję, poddać się absolutnie intuicji. Ważnym cyklem był cykl muzyczny, który wynikał z mojej tęsknoty za taką forma twórczości, ale zabrakło mi talentu, więc można powiedzieć, że w ten szczególny sposób tworzę sobie sama muzykę. Poza tym cykl okien, tematy marynistyczne. A teraz zamykam 30-lecie pracy twórczej powrotem do katedr.

I.Ł. Dziękuję za rozmowę.

Our website is protected by DMC Firewall!