Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Ewa Łukiewska "Nie ma czasu"

13 stycznia Galeria ZPAP na ul. Mariackiej nowy cykl tegorocznych prezentacji rozpoczęła wystawą Ewy Łukiewskiej zatytułowaną „Nie ma czasu”. Przybyłych gości przywitał rzewodniczący Rady Artystycznej Ryszard Kowalewski. Kuratorka wystawy Grażyna Tomaszewska-Sobko nakreśliła sylwetkę artystyczną Ewy Łukiewskiej z omówieniem prac prezentowanych na wystawie. Następnie głos zabrała bohaterka wieczoru opowiadając o wystawie w odniesieniu do jej intrygującego tytułu. Artystka zaprezentowała prace w kilku technikach, które zresztą bardzo swobodnie ze sobą łączy. To przede wszystkim tkanina unikatowa, oraz kolaże na papierze czerpanym. Dzieła pozornie abstrakcyjne, jednak z widocznymi inspiracjami naturą. Zapraszam serdecznie aby obejrzeć tę niezwykle pogodną wystawę i wbrew tytułowemu „Nie ma czasu” zatrzymać się na niej na chwilę.
kurator galerii
Grażyna Tomaszewska-Sobko

Ewa Łukiewska, wystawa p.t. „Nie ma czasu”, Galeria ZPAP, Gdańsk ul. Mariacka 46/47,
13.01.2020 – 13.02.2020



Grażyna Tomaszewska-Sobko: Miałaś możliwość studiowania w pracowni tkaniny na wydziale malarstwa PWSSP jeszcze u profesor Józefy Wnukowej, jednej z pierwszych wykładowczyń i założycieli uczelni.
Ewa Łukiewska: Zgadza się, jako ostatnia studentka ukończyłam dyplom z tkaniny u pani profesor Wnukowej, która miała wielką charyzmę i przekazała mi swoją pasję do tkaniny, koloru i wykorzystania moich umiejętności malarskich w nowej dla mnie technice.

G.T.-S.: A jak wygląda praca nad tkaniną od strony technicznej, czy też technologicznej?
E.Ł.: Jest to praca bardzo czasochłonna. Wiele godzin poświęca się na przygotowania, których nie widać w gotowej pracy. Najpierw trzeba założyć osnowę, farbować, nie mówiąc już o projekcie, następnie o projekcie w skali 1:1. Profesor Wnukowa bardzo pilnowała etapu projektu i kolorystyki. W pracowni była farbiarnia, w której uzyskiwało się pożądane w projekcie kolory. Kiedyś nie było swobodnego dostępu do wełny, pracowałam więc w sizalu.
G.T.-S.: Trzeba mieć chyba szczególną osobowość do takiej pracy.
E.Ł.: Tkanina wymaga bardzo dużej dyscypliny. Wszystko musi być od początku do końca przemyślane, tym bardziej, że ja nie znoszę pruć. Moja mama mówiła, że męczy się już patrząc na mnie przy pracy, bo jak się siądzie do tkania to się już tka całymi godzinami. Jest to coś zupełnie innego niż np. w malarstwie. Ja nigdy nie zrezygnowałam z malowania, ale w malarstwie działam bardziej intuicyjnie. Zajmuję się jeszcze tworzeniem papieru czerpanego, jest to dla mnie dziedzina bardziej eksperymentalna, nigdy nie wiem, co wyjdzie na końcu. Nigdy nie da się tych efektów przewidzieć, jak papier wysycha, zmienia się jego barwa.
G.T.-S.: Jaka była twoja droga od tkaniny do tych eksperymentów z papierem czerpanym, bo rozumiem że sama czerpiesz i wtapiasz w niego różne elementy. Jak to się ma do tkaniny?
E.Ł.: Tkanina jako taka „zeszła już ze ścian”. Przestała być tylko gobelinem. Widać to np. na Triennale Tkaniny i innych tego typu wystawach, gdzie pojawiają się takie surowce jak szkło, metal i inne tworzywa sztuczne. Stała się obiektem, czy instalacją przestrzenną. Niewiele wspólnego to ma z tradycyjnie rozumianą tkaniną. Papier, jako że robiony jest z włókna, zakłada się, że jest również tkaniną. Poznałam tę technikę będąc na plenerze w Kowarach.
G.T.-S.: To tam, gdzie była kiedyś fabryka dywanów?
E.Ł.: Tak, dostawaliśmy stamtąd wełny. I tam robiliśmy również papier roślinny. Zbieraliśmy na łąkach różne trawy, gotowaliśmy je, a potem z nich powstawał papier. Zaczęło mnie to bardzo fascynować. Zwłaszcza ta nieprzewidywalność efektów końcowych, co zasadniczo różni się od tej zdyscyplinowanej tkaniny. Ale przez to, że ta dyscyplina we mnie tkwi, chciałam połączyć papier czerpany z tkaniną, poprzez wtapianie jej fragmentów. Robię tkaniny, które potrzebują „powietrza” poprzez stosowanie kolorowej osnowy. Najlepiej prezentują się, kiedy są oddalone od ściany, wtedy bardziej wyeksponowany jest ażur. Jak zaczynałam tkaninę np. trzy lub cztero-metrową, to w miarę jej powstawania efekt był dla mnie zadowalający. Gdy dochodziłam do połowy, to już coraz mniej, bo dla mnie osnowa była bardziej urokliwa i nadawała tę lekkość. Jak kończyłam, to miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje i traci pożądaną przeze mnie przejrzystość.

G.T.-S.: Na wystawie widzimy tkaninę, papier i coś pomiędzy jednym i drugim. To prace, które zawierają wspominaną osnowę, ale tylko jako podkład do swoistych kolaży. Jak byś nazywała ten trzeci rodzaj prac.
E.Ł.: Połączenie tkaniny, malarstwa i papieru dało właśnie taki efekt. Jeżeli chodzi o nazwę, to są to kolaże tkaninowe. Nie chciałam, żeby były to po prostu kolaże wycinane, czy tworzone z przypadkowych rzeczy. Jak coś do nich dodaję, to musi działać tkaninowo. Czy to jakieś filce, czy papiery inaczej barwione. Ale działa to też malarsko. Wysłałam kiedyś na konkurs malarski pracę z papieru czerpanego i została ona zakwalifikowana i wyróżniona, a więc można uznać ją za malarstwo.
G.T.-S.: Dużo mówiłyśmy o aspektach technicznych, a jak byś określiła ogólnie swoją twórczość. Czy można powiedzieć, że jest to abstrakcja liryczna?
E.Ł.: Dla mnie zawsze inspiracją była natura. Lubię ją obserwować i robić zdjęcia, jako swego rodzaju notatki, inspiracje. Zawsze mam przy sobie aparat, nawet idąc po piasku nad morzem ciągle robię zdjęcia, dostrzegając szczegóły niewidoczne dla innych. I od tego się zaczęło, że ta inspiracja jest z natury, a działa abstrakcyjnie. Wolę być w plenerze i zainspirować się tym co widzę, niż całkowicie coś wymyślać. Ważnym dla mnie tematem był również człowiek i to jak się zmienia. Nie znamy siebie do końca. Kiedy malowałam portrety, to one zawsze pozostawały niedopowiedziane. Sami siebie nie znamy, więc co tu mówić o innych.
G.T.-S.: „Nie ma czasu”. Co oznacza tytuł tej wystawy?
E.Ł.: Wszystkich to intryguje. Pytają „co też ci przyszło do głowy”, odpowiadam że czas jest nienamacalny, abstrakcyjny. Żaden naukowiec, żaden filozof nie może podać definicji czasu. Czym jest czas? Nie można go zatrzymać. Panta rhei. Można mówić o przemijaniu, co sugerują pojawiające się w pracach fragmenty zegarów, ale „nie ma czasu” ma również inne znaczenie, bardziej dosłowne. Nie mamy czasu na rozmowy, przyjaźnie, oglądanie, przemyślenia, zatrzymanie się. I właśnie po to jest ta wystawa, aby się na chwilę zatrzymać.
G.T.-S.: Wydaje się, że dla ciebie jako tkaczki, czas ma też dla ciebie inny wymiar niż dla zabieganych, pędzących ludzi.
E.Ł.: Tak, tym bardziej że jak już mówiłam, w tkaninę jest wplecionych bardzo dużo godzin, których nie widać w gotowej pracy.
G.T.-S.: Jesteś laureatką wielu nagród i wyróżnień. Czy któraś z nich jest dla ciebie szczególna?
E.Ł. Zdobyłam Grand Prix na II Triennale Współczesnej Tkaniny Artystycznej w Pałacu Opatów w Oliwie. Ważne było również dla mnie zaproszenie do udziału w XII Międzynarodowym Triennale Tkaniny w Łodzi
G.T.-S.: Oprócz pracy twórczej, zajmujesz się również edukacją.
E.Ł.: Tak, najpierw prowadziłam zajęcia z dziećmi w szkole, a od dziesięciu lat pracuję w domu kultury na Morenie i tam prowadzę zajęcia z dziesięcioosobową grupą „Walor”.
G.T.-S.: Czy będziesz chciała coś zmienić w swojej pracy artystycznej, czy masz jakieś zaskakujące plany?
E.Ł.: Na pewno będę kontynuowała to, co robię. Jednak głęboko tkwi we mnie ten przeplot, tkanina, papier. Jedyne, co się zmienia, to to że schodzę z wielkich, kilkumetrowych formatów na mniejsze.
G.T.-S.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów artystycznych.

Gdańsk, 13.01.2020













fot. E.W. Felcyn

Our website is protected by DMC Firewall!